

W przedostatnim meczu rundy jesiennej rozgrywek KEEZA A klasy seniorów ORZEŁ Bieździedza przegrał na wyjeździe z Polonią Kopytowa 1:4. Pierwsze 45 minut były bardzo dobre w wykonaniu naszych zawodników, ale już drugie śmiało można nazwać kabaretem, bo bramki jakie straciliśmy byłyby hitem internetu w kategorii łapu-capu i nie przystoją randze nawet spotkań orlików. Od samego początku ORZEŁ odważnie ruszył do ataków, jednak uderzenie z boku szesnastki Pawła Sikory okazało się chybione. Po chwili Adrian Śliż minął bramkarza Polonii i oddał strzał w kierunku praktycznie pustej siatki, jednak jak spod ziemi wyrósł obrońca i zażegnał niebezpieczeństwo, wybijając futbolówkę na korner. W 9. minucie nasz napastnik miał już więcej szczęścia, wykorzystując sytuację sam na sam po prostopadłym podaniu od Damiana Niklewicza i nasz zespół wyszedł na prowadzenie. Zaskoczeni gospodarze nie mieli żadnego pomysłu, żeby przedostać się pod pole karne Piotrka Jareckiego, a jedynie próba Kacpra Marchewki z dystansu jest godna odnotowania. Po kwadransie zapachniało drugim trafieniem dla ORŁA, kiedy to niefrasobliwie we własnej szesnastce rozgrywali kopytowianie i piłkę przejął Adrian Śliż, ale finalnie został nabity i nic z tego nie wyszło. W 22. minucie niezwykle aktywny nasz uniwersalny zawodnik stanął oko w oko z Przemysławem Gierlickim, minął go na pełnym biegu i zmierzając z futbolówką przy nodze do pustej siatki, nieatakowany przez nikogo posłał ją... obok prawego słupka. Ta sytuacja z pewnością będzie śnić mu się po nocach, a łatwiejszej pozycji może już nie mieć nigdy. Jeszcze przed przerwą Polonia dwukrotnie nam zagroziła, najpierw po rzucie wolnym Wojciecha Munii, z którym poradził sobie Piotrek Jarecki oraz uderzeniu z dziesięciu metrów przy dalszym słupku. Po zmianie stron niewiele się działo aż do momentu wyrównania przez Tobiasza Jastrząba, który zszedł do środka po oskrzydlającej akcji i... skiksował, a że piłka odbiła się jeszcze od któregoś z naszych defensorów to wturlała się do bramki. Polonia poszła za ciosem i po wrzucie z autu na wysokości pola karnego Marcin Cyrulik tak główkował na piątym metrze, że pocelował w samo okienko, zaliczając gola samobójczego. ORZEŁ nie miał żadnych argumentów, aby odpowiedzieć miejscowym, którzy z każdą minutą mocniej się rozkręcali i wjeżdżali w naszą defensywę jak w masło. W 67. minucie kapitalnie do przewrotki złożył się Wojciech Munia i słupek uratował żółto-zielonych przed utratą kolejnego gola. Kiedy wprowadzony po przerwie na plac gry Marcin Gierlicki urwał się lewym skrzydłem, zbiegł niemalże do końcowej linii i próbował zagrywać wzdłuż bramki Piotrek Jarecki w parodystyczny sposób wbił sobie "swojaka". Na 4:1 podwyższył Damian Szczur, finalizując indywidualną akcję Wojciecha Munii i dogranie na siódmy metr. W końcowych minutach Polonia mogła, a nawet powinna strzelić kolejne gole, ale za pierwszym razem Tomek Osika przyszedł z asekuracją naszemu golkiperowi i wybił futbolówkę z linii, a za drugim Piotrek Jarecki wyśmienicie interweniował po rzucie rożnym i uderzeniu głową. Może zabrzmi to dziwnie, ale byliśmy dziś bliscy wygrania meczu, a przegraliśmy na własne życzenie, bo jak się stwarza sytuacje to trzeba je wykorzystywać i jak rywal nie wie co zrobić to na pewno nie należy mu pomagać. Byliśmy bardzo hojni w rozdawaniu prezentów i zamiast w miarę spokojnej zimy znów musimy drżeć i ratować się przed czerwoną strefą.